Miał być krótki spacer. Szybkie piętnaście minut dookoła bloku. Raz, raz noga za nogą bez zastanawiania się. Sik i jeszcze wiadomo co, trochę obwąchiwania obsikanych krzaczków i do domu. Pies w kraciastym ubranku pod kolor swojej bujnej czupryny. Radośnie dzierżący swoją niebieską zabawkę w pysku. Jesteśmy charakterystyczne. Obie pieprz i sól. Podobne do siebie. Z tym, że ja nie noszę w pysku niebieskiej zabawki.
Szłyśmy przed siebie mimo początkowego założenia. Coraz dalej. Z coraz większą przyjemnością. Ten rok był dla mnie ciężki pod każdym możliwym względem, ale nie o tym tutaj. Tutaj o tym, że są takie chwile, kiedy mój aparat ruchu wydaje się doskonale naoliwiony. Żadna z kończyn nie zgłasza większej obstrukcji. Działają bez zastrzeżeń i jęczenia. Nadal tego nie rozumiem, jako że w przeważającej części ciągle się z czymś zmagam. W każdym razie dziś właśnie był ten moment. Szłyśmy przed siebie. Cudownie było chłonąć klimat tej szarej niedzieli. Blokowisko z plamami zieleni. Panowie na ławce raczący się zielonym napojem Bogów osiedlowych. Gdzieniegdzie na trawniczkach nieśmiało wystające z ziemi zielone łodyżki czegoś, co nie wiem nigdy jak się nazywa. W sumie jakie to znaczenie. Ważne, że wiosna się zbliża.
Ceglaste kamienice nadgryzione czasem i zaniedbaniem. Mimo tego nadgryzienia dumnie trzymające fason. Spacerujące parki zajęte swoim małym światem. Psy, które udają, że chcą się przywitać a tymczasem, gdyby mogły wygryzłyby Ci tyłek przy samej kości. Właściciele, którzy nigdy nie ogarniają co właśnie robi ten ich czworonożny przyjaciel. W momencie, kiedy krzyczę do takiegoż, aby odwołał swojego psa ten jakby wyrwany ze snu zaczyna bezskutecznie przywoływać swojego pieseczka. Nie mam już oporów. Drę się w takiej sytuacji. Czasem nawet bardzo niecenzuralnie.
Idziemy dalej. Chłonę klimat. Włochata dama w ubranku chłonie na swój sposób. Nieco bardziej przyziemnie, ale wcale nie gorzej. Inaczej. Pewnie na jakimś poziomie intensywnie. Eleganckie bloki wklejone między klimatyczne kamienica. Taka różowa plomba na mleczaku.
Uwielbiam takie spacery i zawsze rozglądam się bacznie. Cieszy mnie jak natknę się na coś niecodziennego. Coś co wybija z rytmu zarówno mnie jak i innych. Dziś też tak było. Ogródek przy jednym z bloków. Szare bloki, szare niebo. Szara dzielnica. Na drzewach szydełkowe ubranka. Kolorowe, szydełkowe misie czy inne stwory. Osoby się zatrzymują. Robią zdjęcia.
Jakieś dziecko zbiera te pluszaki. Wczoraj był ogromny wiatr. Rozwiał je po ogródku. Trafiają na miejsca. Znowu mogą się do siebie przytulać. Uśmiecham się do siebie. Cieszę się.
Kreatywność, ciekawość, zatrzymanie. Czuję i widzę. Zatrzymuje się. Pojawiają się pytania.
Dziękuję Uni :-)